Luka w życiorysie
Emblematyczność postaci Igora F. Strawińskiego (1882-1971), jednego z najważniejszych kompozytorów XX wieku, nie była wyłącznie rezultatem jego osiągnięć twórczych. Nadzwyczajną rozpoznawalność zawdzięczał świadomemu kształtowaniu swojego wizerunku w dobie wzrostu znaczenia mediów masowych. Nie przeszkodziły temu ani elitarność muzyki klasycznej (choć on sam nie bał się wykraczać poza jej ramy), ani hermetyczny charakter większości napisanych utworów.
Literatura specjalistyczna poświęcona osobie i twórczości I. F. Strawińskiego zazwyczaj zbywa milczeniem polskie wątki jego biografii. Ani słowem nie zająknęli się o nich autorzy The Cambridge Companion to Stravinsky (2003). Tak samo postąpili monografiści: Tamara Levitz w opracowaniu Stravinsky and His World (Princeton University Press 2013) oraz Richard Taruskin w muzykologicznych szkicach Russian Music at Home and Abroad: New Essays (University of California Press 2016). Z kolei w pracy zbiorowej Stravinsky in Context (Cambridge University Press 2021) słowo „polski” występuje tylko raz, gdy mowa o zasobie leksykalnym ojca kompozytora.
Nie sądzę jednak, byśmy musieli ulegać tej narracji. Zwłaszcza że nie wytrzymuje ona konfrontacji z faktami. Ich omówieniem zajmuję się w tym artykule. Zainteresowanym omówieniem całego życia i twórczości I. F. Strawińskiego rekomenduję natomiast artykuł encyklopedyczny autorstwa Alicji Jarzębskiej, opublikowany w Polskiej Bibliotece Muzycznej.

Materiał dźwiękowy kompozycji I. F. Strawińskiego to nieco ponad doba nader różnorodnej muzyki. Często trudnej w odbiorze dla słuchaczy, którzy nie oswoili się z dwudziestowiecznymi eksperymentami formalnymi. Przecież jednak da się wyłonić z jego twórczości dzieła łatwiejsze w recepcji czy też „znośniejsze” w obcowaniu.
Przed dalszą lekturą proponuję Państwu wysłuchanie fragmentu takiego właśnie utworu. Jest to druga część (Adagietto) sonaty na fortepian, skomponowanej w 1924 roku. Nagranie historyczne, o tyle ciekawe, że wykonawcą był sam kompozytor.
Polscy przodkowie
Szlacheckie pochodzenie rozgałęzionego rodu Strawińskich nie może być kwestionowane. Zostało ono wszak zweryfikowane przez carski Departament Heroldii w XIX wieku. W polskiej literaturze ugruntowało się przekonanie, że przodkiem (pra-pradziadkiem) Igora w linii męskiej był Stanisław, który „spektakularnie” zapisał się w annałach historii Polski. To on, konfederata barski, podjął się porwania króla Stanisława Augusta Poniatowskiego w 1771 roku. Przedsięwzięcie poniosło fiasko a jego uczestnik został skazany przez sąd sejmowy na ścięcie, czego uniknął salwując się ucieczką zagranicę.
Być może dociekania genealogów przekonująco potwierdzą powyższą supozycję. Nam pozostaje bazować na skąpych wiadomościach o chudej sytuacji materialnej domniemanych potomków Stanisława. Dość powiedzieć, że dziadek kompozytora, Ignacy (1809-1893), nie dysponował własnym majątkiem ziemskim, a ożeniwszy się z Rosjanką zdefiniował przyszłość synów, którzy zlali się z dominującym na czernihowszczyźnie żywiołem rosyjskim.
Ojciec kompozytora, Fiodor (1843-1902), ukończył gimnazjum w Mozyrzu i podjął studia prawnicze na Uniwersytecie św. Włodzimierza w Kijowie. Rychło jednak z nich zrezygnował, oddając się swojej pasji, czyli śpiewowi. Kształcił się w Konserwatorium Petersburskim a z czasem zrobił wielką karierę: z Opery Kijowskiej trafił do Teatru Maryjskiego w stolicy imperium, gdzie występował ćwierć wieku w kilkudziesięciu kreacjach operowych, nie licząc pieśni i utworów koncertowych.
Od zubożałego szlachcica wywodzącego się z rodziny mieszanej do rozchwytywanego solisty najważniejszej rosyjskiej sceny operowej – oto droga, którą przebył F. I. Strawiński. W kontekście związków z Polską ważne jest wszakże co innego. Jak pisze Ludwik Erhardt, śpiewak całkowicie i świadomie wtopił się w środowisko rosyjskie. Nie utrzymywał stosunków z liczną Polonią petersburską, chętnie natomiast spędzał czas z luminarzami rosyjskiego świata literatury i sztuki, z Fiodorem M. Dostojewskim (1821-1881) na czele. Znany był także z zainteresowań bibliofilskich, gromadząc bibliotekę składającą się z ośmiu tysięcy tomów, przeważnie w języku rosyjskim (L. Erhardt, Igor Strawiński, Warszawa 1978, s. 14). Znał język polski, lecz nie przekazał tej umiejętności swojemu synowi – Igorowi.
Kontakt z polskością
Paradoksalnie więź z tym, co polskie miał okazję zadzierzgnąć I. F. Strawiński nie w domu rodzinnym, lecz podczas corocznych wakacji letnich, spędzanych w Uściługu na Wołyniu. Tam, w dobrach swojego wuja, Gabriela T. Nosenki, zakochał się w kuzynce Jekatierinie, którą poślubił w 1906 roku. Właśnie w Uściługu zbudował dom ewokujący po latach tak wiele miłych wspomnień z okresu młodości. W lipcu 1914 roku, niedługo po wybuchu wojny, opuścił go, wyjeżdżając do Szwajcarii. Nie przypuszczał zapewne, że pozostawione tam młodzieńcze kompozycje i biblioteka przepadną.
Na czym opieram sugestię, że Uściług mógł zbliżyć I. F. Strawińskiego do Polaków?
- W miasteczku tym „wyższe towarzystwo” było przeważnie polskie. Wiadomo o zażylszej znajomości kompozytora z kierownikiem szpitala, Polakiem. Nie dysponujemy pewnymi informacjami o innych kontaktach, co naturalnie nie oznacza, że nie miały miejsca. Prawda, wizytujący Uściług w czerwcu 1939 roku Jerzy Stempowski (1893-1969) utrzymywał – powołując się na rozmowy z uściłużanami – iż „Strawiński nie udzielał się wcale miejscowej ludności” (P. Hostowiec, Dom Strawińskiego w Uściługu, „Kultura” 1949, nr 8/25, s. 26).
- Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, miejscowość znalazła się na jej obszarze. Okoliczność ta sprawiła, że w przyszłości kompozytor wszedł w spór prawny z państwem polskim, co nie mogło go pozytywnie usposobić do naszego kraju. Sprawa znalazła finał przed wybuchem II wojny światowej – byłemu właścicielowi wypłacono rekompensatę. Referuję tu ustalenia cytowanego już polskiego biografa, nie prowadziłem w tym zakresie żadnej kwerendy.
Niedoszły obywatel Polski
Do rozstrzygnięcia pozostaje kwestia starań I. F. Strawińskiego o uzyskanie polskiego obywatelstwa, gdy wydarzenia w Rosji nie zostawiały złudzeń, że stary (monarchiczny) ład bezpowrotnie odszedł do lamusa. Legenda głosi, że ostatecznie poniechał tego zamiaru, zniechęcony kolejką do konsulatu polskiego w Paryżu tudzież zachowaniem urzędnika konsularnego. Rzecz wymaga szczegółowego zbadania (nic mi nie wiadomo o tym, aby ktokolwiek podjął ten wątek)
Podejrzewam, że ważnym – jeśli nie rozstrzygającym – dowodem w tej sprawie może okazać się list kompozytora, mający znajdować się w zbiorach bazylejskiej fundacji muzykologicznej Paul-Sacher Stiftung. Wedle Jana Zielińskiego, dyplomaty i uczonego związanego ze Szwajcarią, wspomniany list dotyczy „starań o nadanie [Strawińskiemu] obywatelstwa polskiego” (J. Zieliński, Nasza Szwajcaria. Przewodnik śladami Polaków, Warszawa 1999, s. 23).
Faktem pozostaje, że swoim wkładem w rozwój dwudziestowiecznej muzyki zapewnił sobie I. F. Strawiński obywatelstwo całego świata. A co do formalnej przynależności państwowej, to w 1934 roku otrzymał obywatelstwo Francji, a w 1945 roku – Stanów Zjednoczonych.
Strawiński w Warszawie (1924)
W odrodzonej Polsce pojawił się jesienią 1924 roku. Inicjatorem jego przyjazdu był Grzegorz Fitelberg (1879-1953), który środowisko muzyczne przedrewolucyjnej Rosji znał na wylot. Przebywał tam wszak od października 1914 do czerwca 1921 roku, występując na najważniejszych scenach jako skrzypek i dyrygent. To z jego inicjatywy polska publiczność mogła usłyszeć na żywo występy I. F. Strawińskiego i Siergieja S. Prokofiewa (1891-1953).
Autor Święta wiosny i Ognistego ptaka pokazał się warszawskim melomanom jako dyrygent (kierował orkiestrą podczas wykonania Scherza fantastycznego oraz suity z baletu Pulcinella) i pianista (wykonał swój Koncert fortepianowy). Jego występ został źle oceniony przez krytykę, która dopatrywała się w jego dziełach nawet tendencji bolszewickich, a co najmniej skłonności do kakofonii.
Stanowisko odrębne reprezentował Karol Szymanowski (1882-1937). Zapowiadając w prasie znakomitego gościa, pisał on:
Przyjazd Igora Strawińskiego do Warszawy jest dla muzycznego jej świata sensacją [która jawi się] naturalnym i najzupełniej zasłużonym wynikiem tej niezwykłej istotnie roli, jaką odegrała cała twórczość rosyjskiego kompozytora w historii muzyki europejskiej ostatnich kilkunastu lat.
K. Szymanowski, Igor Strawiński, w: tegoż, Pisma. Tom. 1. Pisma muzyczne, Kraków 1984, s. 137.
Poglądy I. F. Strawińskiego na muzykę nie przeszły w międzywojniu bez śladu. O rezonansie jego myśli estetyczno-teoretycznej w Polsce świadczą choćby trzy artykuły, opublikowane w latach 1924, 1927 i 1934 na łamach czasopisma „Muzyka” (A. Jarzębska, Strawiński. Myśli i muzyka, Kraków 2002, s. 22).
Strawiński w Warszawie (1965)
Po raz drugi i ostatni I. F. Strawiński przyjechał do Warszawy 25 maja 1965 roku. Spędził tu wprawdzie aż tydzień, ale krajoznawczy program jego pobytu ograniczono do minimum. Istotny wpływ na to miała słabsza forma 83-letniego artysty, który cierpiał na rozmaite dolegliwości zdrowotne. 28 i 29 maja odbyły się dwa koncerty Filharmonii Narodowej z jego udziałem (dyrygował tylko częścią utworów). Biograf kompozytora podsumował je następująco:
W przepełnionej sali panował nastrój podniosły, obecni mieli świadomość, że uczestniczą w chwili historycznej. Kontrast między symboliczną wielkością tej postaci a drobną sylwetką starego człowieka o lasce, poruszającego się z trudem i ożywiającego się dopiero na podium dyrygenckim przed orkiestrą, prowokował do refleksji metafizycznych.
L. Erhardt, dz. cyt., s. 350-351.
Krytycznie o tym występie I. F. Strawińskiego wypowiedział się natomiast po latach Antoni Wit (ur. 1944), wieloletni dyrektor naczelny i artystyczny Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach i Filharmonii Narodowej w Warszawie (A. Wit, A. Malatyńska-Stankiewicz (rozm.), Dyrygowanie. Sprawa życia i śmierci, Warszawa 2021, s. 380).
Tak czy siak, przybycie do Polski słynnego kompozytora wywołało rezonans. Symboliczny wymiar miało przyznanie mu honorowego członkostwa Związku Kompozytorów Polskich. Przyjęcie tej godności przez I. F. Strawińskiego niewątpliwie nobilitowało gospodarzy. Natomiast materialnym śladem drugiej wizyty w stolicy Polski jest numer „Ruchu Muzycznego” (1965, nr 13) niemal w całości jej poświęcony. Przerzucając stronice czasopisma w Bibliotece Jagiellońskiej zatrzymuję się na Dzienniku pobytu autorstwa Jolanty Wacińskiej (tamże, s. 9-11) i uwagach Zygmunta Mycielskiego (1907-1987), który zakończył swój artykuł stwierdzeniem, że
Z. Mycielski, Igor Strawiński w Warszawie, “Ruch Muzyczny” 1965, nr 13, s. 4.
nie jest takie ważne, do kogo on [tj. Strawiński] należy, ani skąd się wziął. Ważne jest, że istnieje, ważne, że był znowu, przez kilka dni między nami i ważne, żeśmy to odczuli.
Wypowiedzi o Polakach
Stosunkowo niewiele polskich reminiscencji z młodości zawiera mocno fryzowana, wczesna autobiografia artysty (I. Strawiński, Kroniki mego życia, przeł. J. Kydryński, Kraków 1974, s. 13, 27, 108). Napomyka on o zachwytach wirtuozerskimi popisami Józefa Hofmana (1876-1957) podczas występów gościnnych w Petersburgu. Wspomina o zleceniu Siergieja P. Diagilewa (1872-1929) na orkiestrację dwóch utworów (w tym Valse brillante) Fryderyka Chopina (1810-1849) do baletu Sylfidy. Podziwia też kunszt tancerza baletowego Leona Wójcikowskiego (1899-1975). I to właściwie tyle, jeśli nie brać pod uwagę dość licznych wzmianek o słynnym rodzeństwie tancerzy: Bronisławie (1890-1972) i Wacławie (1889-1950) Niżyńskich, z którymi przez lata blisko współpracował.
Jak zaznaczyłem wyżej, zachodni muzykolodzy z reguły nie przydają znaczenia polskim wątkom biografii I. F. Strawińskiego. Znamienne, że nawet w stosunkowo nowej pracy o kompozytorze (Charles M. Joseph, Strawiński. Geniusz muzyki i mistrz wizerunku, przeł. A. Laskowski, Warszawa 2012), Polska pojawia się bodaj tylko w rozdziale poświęconym… filmom dokumentalnym. Nie jest tajemnicą, że lubił on kamerę i ochoczo wykorzystywał telewizję do kreowania swojego image. Niewątpliwie był osobą bardzo medialną, zwłaszcza na tle współczesnych sobie twórców, by wymienić tylko Dmitrija D. Szostakowicza (któremu poświęciłem odrębny wpis).
Filmowe wyznanie o Polsce
Wątki polskie pojawiają się w dokumencie Portrait of Stravinsky, wyreżyserowanym przez Davida Oppenheima (1922-2007) a pokazanym przez stację CBS w 1966 roku. Zainteresowanych produkcją odsyłam do całości (42’). Poniżej omawiam tylko wątki polskie.
W filmie wykorzystano zdjęcia z Teatru Wielkiego w Warszawie, który zaprezentował realizację Święta wiosny przez polski balet z udziałem Elizabeth Chardon. W inscenizacji tej postaci ucharakteryzowano na szkielety, noszące maski śmierci. Film pokazuje także I. F. Strawińskiego w dwóch innych rolach.
- Dyrygenta wykonującego z filharmonikami Ognistego Ptaka. Jak wskazuje autor pomienionej książki (tamże, s. 293), wbrew sugestii obrazu, I. F. Strawiński nie poprowadził orkiestry podczas wykonywania baletu. Twórcy dokumentu nagrali jedynie ujęcia z próby, podczas której kompozytor powtarzał tylko fragment utworu przy pustej widowni.
- Turysty zwiedzającego miasto i przejętego jego wojennym losem (co sugerował nagrany odrębnie głos narratora).
Materiał nagraniowy miał także zawierać wspomnienie występu polskiego baletu w przedrewolucyjnym Petersburgu, a także stwierdzenie, że polskie korzenie napawają kompozytora dumą. Fragment ten – z naszego punktu widzenia kluczowy – nie został uwzględniony w montażu (tamże, s. 286).
Uwagi końcowe
Mimo wzmiankowanej wypowiedzi I. F. Strawińskiego, sugerującej emocjonalną więź z polskością, trudno dopatrywać się w nim entuzjasty naszego kraju. Brak dowodów na rzecz uznania, że sztuka polska w istotnym stopniu kształtowała jego wrażliwość artystyczną albo że losy Polski żywo go obchodziły. Zresztą, nikomu spośród polskich muzykologów czy choćby wielbicieli muzyki I. F. Strawińskiego nie przyszłoby do głowy, by z metryki narodzin jego ojca wywodzić przynależność kompozytora do dziejów kultury polskiej.
I mimo wszystko, związanie przez potomka kresowego polskiego rodu (wciąż piszę o Fiodorze), zawodowych – i, szerzej, osobistych – losów z kulturą rosyjską i świadome odseparowanie od polskości warto mieć w pamięci. Nie był to bowiem przypadek odosobniony, a więc stanowi ilustrację szerszego zjawiska. Co więcej, uświadamia on siłę przyciągania Rosji jako imperium kulturalnego, zdolnego zaabsorbować wybijające się jednostki szukające spełnienia.
Co napisawszy, nie mogę przemilczeć opinii Jarosława Iwaszkiewicza (1894-1980), który zapatrywał się na omówione tu sprawy inaczej. Jego uwagi mają duży ciężar gatunkowy: nie tylko sam pochodził z Kresów, ale i miał okazję osobiście poznać I. F. Strawińskiego. Oto, co zanotował na marginesie lektury książki Romana Vlada o kompozytorze (Kraków 1974):
(…) przyjdzie czas, że i ktoś z naszych muzykologów zajmie się tą wspaniałą postacią i ktoś z naszych pisarzy potrafi odtworzyć to, co było w Strawińskim z rosyjskiego kompozytora, co z polskiego szlachcica, który tak cieszył się, kiedy mu ktoś w Warszawie ofiarował tabakierkę z jego herbem „sulima”
J. Iwaszkiewicz, Dziedzictwo Chopina i szkice muzyczne, Warszawa 2010, s. 333.
Niech na końcu będzie mi wolno zaproponować Państwu utwór demonstrujący jazzowe wyczucie bohatera tego artykułu. Kompozycja jest interesująca także przez nawiązanie do motywów rodzimych, mimo że I. F. Strawiński uważał (i słusznie), iż jego muzyka przekracza granice i wyłamuje się z tradycji – w tym tradycji rosyjskiej, w której wyrósł. A więc: scherzo à la russe (1945) w wykonaniu Orpheus Chamber Orchestra, udostępnionym przez Deutsche Grammophon.
Następny artykuł pojawi się na blogu 1 lipca br. Proszę go nie przegapić!
Good post! We will be linking to this particularly great post on our site. Keep up the great writing