Wołga. Meandry Rosji (recenzja)

W

Tematyka i jej ujęcie

Na obszerną książkę Geira Pollena (ur. 1953), norweskiego poety, pisarza i tłumacza, składa się prawie setka impresji, wywołanych podróżami od źródła do ujścia najdłuższej rzeki w Europie. Nie jest to właściwie książka o Wołdze, choć daje niezłe pojęcie o niej przynajmniej w dwóch aspektach: geograficznym i kulturowym. Jest to jednak przede wszystkim książka o meandrycznej naturze Rosji. Meandrycznej, czyli (wspieram się Wielkim słownikiem wyrazów bliskoznacznych PWN z 2011 roku): zawiłej, krętej, skomplikowanej.

Okoliczność ta wyjaśnia, dlaczego zdecydowałem się podzielić wrażeniami z lektury Wołgi… Sceptyczny Czytelnik Prawdziwej Rosji może powątpiewać w sens podążania tropem humanisty z Norwegii, bo też cóż nowego może nam powiedzieć jakiś Skandynaw o naszym „odwiecznym” sąsiedzie? Postanowiłem wszakże dać szansę autorowi, który spędził w Rosji kilkanaście lat i co rusz przekonująco demonstruje odporność na wirus naiwności, infekujący umysły wielu cudzoziemskich obserwatorów rzeczywistości rosyjskiej.

Recenzowana pozycja ma charakter popularyzatorski. Skoro tak, to dobrowolnie rezygnuję ze stosowania wobec niej standardowych rygorów naukowych. Nie wdaję się też w polemikę w sprawach szczegółowych.

Wołga. Meandry Rosji. Ludzie, wydarzenia, historia, strona okładkowa.
Źródło: https://www.wydawnictwoznak.pl/ksiazka/Wolga-Meandry-Rosji-Ludzie-wydarzenia-historia/10481 (dostęp: 31.08.2023).

Wołga jako metafora Rosji

Podziw, ale i zdziwienie brawurą autora wzbudza rozmach opowieści G. Pollena, snutej na kanwie wrażeń z odwiedzin miast, miejscowości, a wreszcie gigantomańskich obiektów infrastrukturalnych, usytuowanych wzdłuż Wołgi. Autor niewątpliwie dużo przeczytał i wiele przemyślał. Godne uznania, że ma świadomość wkładu poprzedników w próby uchwycenia istoty fenomenu historyczno-kulturowego, jakim dla Rosjan jest ta rzeka.

Czy da się w ogóle pomyśleć Rosję bez Wołgi? Norweski humanista udziela odpowiedzi negatywnej, a ja czuję, że ma rację. Wiadomo mi natomiast na pewno, że niepodobna wyobrazić sobie Rosji w oderwaniu od jej przeszłości. Właśnie przez pryzmat burzliwych dziejów politycznych państwa rosyjskiego usiłuje autor spojrzeć na nieprzebrane wody wielkiej rzeki, nurt której wyznaczał nieraz bieg wydarzeń i procesów.

Książka G. Pollena odsłania nieco awanturnicze ambicje syntetycznego ujęcia przeszłości i teraźniejszości Rosji w metaforze rzeki. Temu zamysłowi – uprzedzam zawczasu – autor nie podołał. Sądzę jednak, że zasługuje na wyrozumiałe potraktowanie, skoro sam stwierdza, że

ten kraj [tj. Rosja] ma po prostu więcej historii, niż pojedynczy człowiek jest w stanie znieść (G. Pollen, Wołga. Meandry Rosji. Ludzie, wydarzenia, historia, Kraków 2023, s. 325).

Wołga jako fakt kulturowy

Zacznijmy od opisanego przez autora kulturowego wymiaru istnienia Wołgi – rzeki o długości co najmniej 3530 kilometrów. Swój początek bierze ona z niewielkich wzgórz Wałdaju na północny zachód od Moskwy. Skoro Wisła ma swoje źródła na zboczach Baraniej Góry (1220 m n.p.m.), skłonni bylibyśmy przypuszczać, że nieporównanie potężniejsza rzeka spływa z wysokich gór. Nic podobnego, czerpie ona z nizinnych mokradeł!

Znamienne, że gdy rozstrzygano o tym u schyłku XIX w., powoływano się na… przeświadczenie ludności. Wołga to matuszka, a Rosjanie to jej dzieci. Powyższe skojarzenie znajduje wyraz w kulturze ludowej, w literaturze, w sztuce; uobecnia się ono także w historiografii oraz ideologii państwowej. Jeden przykład. Kryteria hydrologiczne nakazywałyby uznać raczej potężną Kamę za dopływ Wołgi niż odwrotnie. Przemawia za tym szereg argumentów, w tym ten intuicyjny: w miejscu połączenia rzek nieopodal Kazania formalny dopływ jest większy od „głównej” rzeki.

Dlaczego więc oficjalna nauka rosyjska utrzymuje coś zgoła przeciwnego? Otóż ośrodki tworzące tkankę polityczną państwowości ruskiej (a później rosyjskiej) znajdowały się właśnie nad Wołgą. Dziś jest to przeszło 60 miast. Udmurcja, skąd wytryskują źródła Kamy, czy Tatarstan nie mogą równać się pod względem znaczenia nadwołżańskim centrom historycznym. W ten oto sposób polityka i kultura zwasalizowały dążenie uczonych do obiektywnego opisu świata.

Podróże po Wołdze

Książkę G. Pollena wypełniają kolejne urywki wrażeń z podróży wzdłuż Wołgi. W roli przewodnika został przezeń obsadzony Afanasij Nikitin (1433-1474), kupiec z Księstwa Twerskiego, jednego z najważniejszych ośrodków ruskich. Jego zapiski pozostają wartościowym i ekscytującym świadectwem podróżniczym. Bynajmniej nie tylko o Wołgę chodzi, ponieważ celem wyprawy przedsiębiorczego obieżyświata były Indie, do których zresztą dotarł. Zainteresowanych szczegółami odsyłam do polskiego wydania jego zapisków: A. Nikitin, Wędrówka za trzy morza, Wrocław 1952 (seria Biblioteki Narodowej).

Autor odnotowuje także wyprawy władców do różnych ośrodków nadwołżańskich. Zwyczaj ten ugruntował się w nowożytności. Do czasów Piotra I Wielkiego (1672-1715) przybierały one formy regularnych pielgrzymek lądowych do klasztorów. Twórca imperium zainaugurował tradycję przemieszczania się drogą rzeczną, jeśli można tak nazwać jego wyprawę antyturecką w 1695 roku.

To do tej tradycji nawiązała w 1767 roku Katarzyna II Wielka (1729-1796), gdy odbyła wielką podróż po Wołdze, odwiedzając po drodze liczne ośrodki. Oto jak dokonały się zaślubiny cesarzowej (a wcześniej księżniczki niemieckiej znad Łaby) z Rosją. Uprzedzę od siebie Czytelników, że sławetne wioski potiomkinowskie oglądała władczyni Rosji dopiero dwie dekady później, przemierzając inną rzekę – Dniepr.

Skomunikowanie państwa za pomocą sieci kanałów – idea Piotrowa – nabrało ostatecznych kształtów w epoce stalinowskiej. Iosif W. Stalin (1878-1953) zmodyfikował pierwotną koncepcję pod kątem uczynienia Moskwy stolicą pięciu mórz: Czarnego, Kaspijskiego, Azowskiego, Bałtyckiego i Białego. Tym razem jednak droga rzeczna nie służyła celom poznawczym. Była natomiast podporządkowana zbrodniczym fantasmagoriom dyktatora, rojącego o uczynieniu Związku Radzieckiego najpotężniejszym gospodarczo organizmem państwowym na świecie.

Wołga w malarstwie

Czyż jednak słowo „Wołga” nie przenosi myślami większości z nas do sugestywnego obrazu Ilji Je. Riepina (1844-1930) Burłacy na Wołdze? Monumentalna praca (1873) słynnego malarza ukazuje morderczy wysiłek ciągnięcia na pasach statku wzdłuż rzeki przez grupę mężczyzn. I. Je. Riepin nie tworzył bynajmniej z wyobraźni, choć w jego czasach ta metoda transportu odchodziła do przeszłości za sprawą wynalezienia silnika parowego. Rosyjska krytyka odczytywała nieraz obraz jako alegorię zniewolenia przez opresyjny system.

Jakże inne w charakterze jest dzieło Na Rusi (1916) Michaiła W. Niestierowa (1862-1942). Ukazuje ono nadwołżańską procesję bogobojnego chłopstwa, zespolonego z najwyższą władzą świecką i duchową. Nie muszę chyba przekonywać o anachroniczności tej wizji w latach Wielkiej Wojny i na rok przed rewolucją lutową, która zrzuciła z tronu Mikołaja II (1868-1918).

W końcu autor przywołuje unikalny projekt udokumentowania życia nad Wołgą u schyłku XIX wieku za pomocą fotografii. Mowa o kolekcji zdjęć autorstwa Maksima P. Dmitrijewa (1858-1948), który w ciągu dekady zdołał obfotografować rzeczywistość społeczną na brzegach Wołgi od źródła aż po ujście do Morza Kaspijskiego.

… i w literaturze

Mniej oczywiste skojarzenia z Wołgą prowadzą do wielkiej literatury. A przecież to właśnie m. in. nad środkową Wołgą toczy się akcja powieści łotrzykowskiej Dwanaście krzeseł (1928). Przygody Ostapa Bendera zostały osadzone przez autorów – Ilję A. Ilfa (1897-1937) i Jewgienija P. Pietrowa (1903-1942) – w rzeczywistości Nowej Ekonomicznej Polityki. Stanowiąc wyłom wobec założeń gospodarczych bolszewizmu, poprzedzała ona ekscesy industrializacji i kolektywizacji według modelu stalinowskiego.

Z kolei piekło obrony Stalingradu (dziś Wołgograd) było jednym z wątków Życia i losu Wasilija S. Grosmana (1905-1964). Autor napomyka o tej powieści na marginesie relacji z wizyty w Muzeum Bitwy pd Stalingradem. Ja jednak nie potrafię się powstrzymać przed gorącą rekomendacją przywołanej książki. Nie potrafię znaleźć naprędce słów, które oddałyby mój zachwyt epiką tej miary. Wspominam czas spędzony na lekturze Życia i losu w pięknym przekładzie Jerzego Czecha jako niezwykłe przeżycie. Wątek stalingradzki nie zdominował bynajmniej powieści, ale pozwala odczuć, jak ważnym przeżyciem w zbiorowej świadomości Rosjan była ta bitwa.

Wycierpiana partytura

Skoro mowa o ponadczasowej sztuce, to nie sposób przemilczeć, że nad dolną Wołgę (ściślej: do Kujbyszewa) został ewakuowany z Leningradu Dmitrij D. Szostakowicz (1906-1975). Wprawdzie słynna VII symfonia Leningradzka została w większej części ukończona przez niego w oblężonym mieście, ale ostatnia część powstała w miejscu przeznaczenia. Tam też 5 marca 1942 roku odbyła się światowa premiera monumentalnego dzieła.

Z kolei leningradzka premiera pod dyrekcją Karla I. Eliasberga (1907-1978) odbyła się pięć miesięcy później. Wykonali ją półżywi z wycieńczenia głodem i zdziesiątkowani muzycy grodu nad Newą. Trudno przeszacować rezonans tych wydarzeń, a także ich symboliczny i duchowy wymiar. Mam nadzieję poświęcić im odrębny wpis.

Uwaga polemiczna

Inaczej niż zazwyczaj, w tym wpisie stronię od wątków historycznych i politycznych. W rzeczywistości zdominowały one narrację norweskiego autora. Dużo pisze on o centralnych figurach politycznych dziejów Rusi i Rosji. Długo by rozwijać poruszone przezeń zagadnienia i polemizować z nadmiernie uproszczonym oglądem dziejów państwowości rosyjskiej…

Nie czuję potrzeby wytykania G. Pollenowi zbyt może selektywnego doboru materiału źródłowego czy publicystycznej dezynwoltury. Podzielę się z Czytelnikami tylko jedną uwagą polemiczną. Formułuję ją z pozycji badacza wyobraźni politycznej Rosjan.

Otóż warto zastanowić się, kiedy tak naprawdę upowszechnił się w świadomości społecznej opisywany przez autora wizerunek Wołgi jako matuszki. Logika podpowiada, że nastąpiło to dopiero wtedy, gdy owa świadomość zyskała kontury narodowe. A więc dopiero w drugiej połowie XIX wieku, w epoce wielkich reform, do której nawiązuję w licznych wpisach. Inaczej mówiąc, w mniemaniu potocznym Wołga stała się nieodłącznym atrybutem rosyjskości, gdy odkryto jej potencjał kulturotwórczy.

Wołga w świadomości Rosjan

Moją opinię zdaje się potwierdzać znawca dziewiętnastowiecznej publicystyki rosyjskiej, Władimir W. Wiediernikow. Mam przed sobą jego szkic, poświęcony wydobytemu ze starej prasy travel log z Wołgą w roli głównej (В. В. Ведерников, В. Д. Скарятин: путешествие по Волге, w: Из истории русской общественной мысли XVIII – XX веков, Нижний Новгород 2012, s. 9-22; publikację wydano w astronomicznej liczbie 100 egzemplarzy). Co wynika z poszukiwań i analiz rosyjskiego badacza myśli społecznej?

Po pierwsze, ruch turystyczny do nadwołżańskich destynacji (proszę darować to określenie, ale osoby z branży obstają przy jego poprawności) zainicjowano dopiero na początku lat 60. XIX wieku. Mowa i o przewozach pasażerskich, i o drukowanych przewodnikach dla turystów. Po drugie, również dopiero wtedy w środkach masowej informacji (czyli: w gazetach) zaczęły pojawiać się relacje z wypraw nad Wołgę.

Mnie osobiście najciekawsza wydaje się inna obserwacja wzmiankowanego uczonego. Analizując teksty źródłowe, doszedł on do wniosku, że podróż w rejony nadwołżańskie miała niejednokrotnie walor nie tyle krajoznawczy, ile raczej tożsamościowy. Stosunek do odwiedzanych miejsc i nadawane im sensy odzwierciedlały w istocie stosunek do różnorodnych tradycji politycznych Rosji przedimperialnej (na przykład Twer jako odbicie liberalnych tendencji, unicestwionych przez Moskwę w XV wieku). Więcej: jeśli dla tradycjonalistów Wołga była rosyjskim Jordanem, to „postępowcom” jawiła się raczej jako rosyjska Missouri z szansami kolonizacji wielkich obszarów na wzór amerykański.

Inaczej mówiąc, schematyczny obraz nakreślony przez G. Pollena ulega dekompozycji, jeśli skonfrontować go z realiami historycznymi. Tyle o sprawach merytorycznych.

Uwagi dodatkowe

Jeszcze uwaga o jakości przekładu. Nie znam wprawdzie norweskiego, ale sądzę, że orientacja w problematyce i własne doświadczenie w tłumaczeniu na polski specjalistycznej terminologii z zakresu historii Rosji dają mi prawo do wypowiadania się na temat literackich walorów polskiego tekstu. Demonstruje on znakomite przygotowanie Witolda Bilińskiego, któremu należą się podziękowania za to, że podjął trud wydobycia z literatury przedmiotu ugruntowanych terminów i uszanował dotychczasowe preferencje translatoryki naukowej. Sama narracja jest natomiast potoczysta, zdania pozbawione chropowatości, pojedyncze słowa i frazy świetnie dobrane. Autorowi norweskiemu poszczęściło się z tak wytrawnym tłumaczem.

Na koniec przytyk do wydawnictwa. Cena katalogowa książki (99,99 PLN) skutecznie odstrasza potencjalnych czytelników. Rodzi także pytania o jej uzasadnienie, skoro kilkusetstronicowa pozycja zawiera ledwie trzy schematy ilustracyjne Wołgi. Nie mam pojęcia o rachubach ekonomicznych wydawcy, jednakże ustalanie ceny na pułapie zaporowym z pewnością nie przysłuży się rentowności przedsięwzięcia.


Geir Pollen, Wołga. Meandry Rosji. Ludzie, wydarzenia, historia, przeł. Witold Biliński, Znak Koncept, Kraków 2023, 590 ss., ISBN: 978-83-240-8624-5. Opis wydawcy dostępny tu.

O autorze

Mikołaj Banaszkiewicz

Prawdziwa Rosja - blog rosjoznawczy ukazujący perspektywę historyczną współczesnych zjawisk społeczno-politycznych i kulturowych.

Dodaj komentarz

O przedsięwzięciu

Prawdziwa Rosja - blog rosjoznawczy ukazujący perspektywę historyczną współczesnych zjawisk społeczno-politycznych i kulturowych.

Bądźmy w kontakcie!

kontakt_at_prawdziwarosja.pl