Ostatni bojownik powstania styczniowego: prawda ekranu

O

Powstanie styczniowe na wielkim ekranie

Na ekrany kin wszedł Powstaniec 1863. Film fabularny przypomina historię księdza Stanisława Brzóski (1834-1865), ostatniego żołnierza powstania styczniowego. Autorem scenariusza i reżyserem jest Tadeusz Syka (ur. 1984), znany szerszej publiczności jako twórca filmu Wyszyński – zemsta czy przebaczenie (2021). Do udziału w przedsięwzięciu zaangażował całą plejadę znanych i cenionych aktorów.

Najnowsza produkcja wzbudza zainteresowanie przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, po raz ostatni sięgano do wydarzeń sprzed stu kilkudziesięciu lat przed trzema dekadami. Mam na myśli Szwadron Juliusza Machulskiego (ur. 1955) z 1992 roku. Po drugie, obraz traktujący o antyrosyjskim powstaniu jest głosem w debacie o naszym-polskim stosunku do Rosji.

Postać księdza S. Brzóski przewija się wprawdzie przez podręczniki do nauki historii, ale nie jest bliżej znana statystycznemu Polakowi. W jaki sposób mogła w ogóle przetrwać w pamięci potomnych i stać się częścią wspólnej – trójzaborowej historii Polski? Stało się to za sprawą piśmiennictwa (głównie galicyjskiego), które kultywowało wspomnienie o kapelanie powstania w dobie zaborów.

W odrodzonej Polsce legendę ostatniego bojownika powstania utrwalił pomnik w Sokołowie Podlaskim wzniesiony w 1925 roku. W Trzeciej Rzeczypospolitej o jego czynie patriotycznym przypomniał Lech Kaczyński (1949-2010), nadając mu pośmiertnie order Orła Białego.

Czytelników zainteresowanych szczegółami biografii księdza S. Brzóski odsyłam do dwóch publikacji (znam je z lektury i polecam bez wahania): B. Niemirka, Ksiądz Stanisław Brzóska – ostatni dowódca Powstania Styczniowego. W 150. rocznicę śmierci, Siedlce 2015; E. Niebelski, „Na Bóg żywy, Bracia, nie zasypiajmy sprawy!”. Rzecz o ks. Stanisławie Brzósce (1834-1865), Lublin 1995 – tu zwłaszcza ostatni rozdział o miejscach pamięci związanych z bohaterem tego wpisu.

Afisz zapowiadający film Powstaniec 1863. Źródło: https://multikino.pl/filmy/powstaniec-1863 [dostęp: 31.01.2024]

Motywacje komentatora

Dlaczego zdecydowałem się osnuć wpis o powstaniu styczniowym na wspomnianym filmie? Nie przesądziły o tym bynajmniej wyłącznie względy aktualności. Już od pewnego czasu noszę się z zamiarem rozbudowania bloga o nowe działy: literaturę i sztukę. Z pewnością nawiązania do rosyjskiego filmu historycznego pojawią się na łamach Prawdziwej Rosji nie raz. Proszę traktować ten tekst jako przymiarkę do przyszłych analiz.

Zabieram głos w dyskusji o Powstańcu 1863, ponieważ twórcy obrazu wpisują go w kontekst wojny Rosji z Ukrainą, nie kryjąc się przy tym z ambicjami kształtowania świadomości historycznej widzów. Okoliczności te skłaniają mnie do podzielenia się uwagami o merytorycznym oraz ideowym przekazie filmu.

Formułuję je z pozycji badacza dziejów (także intelektualnych) Rosji i stosunków polsko-rosyjskich w drugiej połowie XIX wieku. Moja analiza nie ma walorów filmoznawczych. Konfrontuję natomiast „prawdę ekranu” z realiami historycznymi, znanymi mi z wieloletniej już pracy ze źródłami epoki.

Bałamutność paraleli historycznych

Najbardziej oddani spośród moich Czytelników przypominają sobie być może ubiegłoroczny wpis, inspirowanym wystawą czasową w Muzeum Narodowym w Krakowie. Zwracałem w nim uwagę na to, że nasza-polska świadomość historyczna nie radzi sobie z geografią powstania styczniowego. Otóż to, iż tak silnie oddziałało ono na wzmocnienie komponentu nacjonalistycznego w rosyjskiej myśli społecznej, wynikało z objęcia jego zasięgiem ziem poza granicami kongresowego Królestwa Polskiego. Ziem uznawanych przez elity imperium za rdzennie rosyjskie.

Miałem na myśli przede wszystkim terytoria byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Faktycznie bowiem na ziemiach ruskich wcielonych do Korony (chodzi o tereny dzisiejszej Ukrainy) powstanie nie osiągnęło poważnych rozmiarów. Nie jest dla mnie jasne, co miał na myśli reżyser filmu, gdy mówił:

Przede wszystkim film Powstaniec 1863 to bardzo aktualna historia, która opowiada to, co dokładnie 160 lat temu działo się w Polsce, a jest to adekwatne do tego, co dzieje się w tej chwili za naszą wschodnią granicą w Ukrainie

(wypowiedź T. Syki w Wiadomościach kulturalnych Programu Drugiego Polskiego Radia z 12 stycznia br. – https://www.polskieradio.pl/8/4606, dostęp 31.01.2024).

Czy rzeczywiście?

  • Doktryna legitymistyczna stanowiła skuteczną (jak się ostatecznie okazało) zaporę przed udzieleniem przez Anglię i Francję odpowiedniej do potrzeb pomocy polskim władzom powstańczym. Tymczasem dzisiejsza Ukraina, będąca jako suwerenne państwo pełnoprawnym podmiotem stosunków międzynarodowych, od wybuchu pełnowymiarowej wojny w lutym 2022 roku korzysta z wydatnej pomocy zagranicznych sojuszników (w tym Polski).
  • Uznanie przez zagranicę legalności wystąpienia Polaków przeciwko władzy monarchicznej nie było wcale czymś naturalnym. Inaczej jest z Ukrainą, której prawa do obrony integralności terytorialnej prawie nikt na forum międzynarodowym nie odmawia.

Wymowa polityczna filmu

Jeszcze ważniejszy wydaje mi się ideowy wymiar filmu, który promuje tradycję insurekcyjną, czyli zbrojną walkę o odzyskanie niepodległości. Reżyser Powstańca 1863 dał wyraz swojemu stosunkowi do tej sprawy w następujących słowach:

(…) tak się utarło, że od 1945 roku wieku XX to powstanie jest traktowane jako niepotrzebne, przegrane itd., itd. Nie wolno nam dyskutować o sensowności wybuchu powstań, bo myśmy nie byli w tamtych realiach

(T. Syka w Poranku Dwójki z 11 stycznia br. w rozmowie z Pawłem Siwkiem – https://www.polskieradio.pl/8/404/Artykul/3314751, dostęp 31.01.2024).

Tym samym twórca filmu odbiera prawo do stawiania pytań o cenę wszczynanych powstań. W tej perspektywie nie ma miejsca na dyskusję o odpowiedzialności przywódców zrywu za konsekwencje decyzji politycznych podejmowanych w imieniu całego narodu. Nie ma tu także przestrzeni do refleksji nad zasadnością podsycania emocji społecznych w układzie sił, nie dającym realnych szans na zwycięstwo nad zaborcą.

Powyższe wątpliwości nie służą mi do dezawuowania ideałów i motywacji powstańców styczniowych, z którymi solidaryzuje się twórca filmu, nie bacząc na argumenty przeciwników wszczynania walk. Tradycje roku 1863 odcisnęły się w naszej zbiorowej pamięci, a bezrefleksyjne odrzucanie ich nie ma żadnego sensu. Równie jałowa jednak jest próba emocjonalnego szantażu, pozbawiającego moralnego prawa do zadawania pytań o sens wystąpienia zbrojnego przeciwko przeważającym siłom wroga.

Warto wszak uświadomić sobie, że poza trudnym do przecenienia w perspektywie historycznej wymiarem symbolicznym roku 1863, był jeszcze inny wymiar. Represje, które spadły na naszych przodków – i ich cierpienie. Oba te aspekty – ponadczasowy i osadzony życiu współczesnych opowiadanych wydarzeń – trzeba uwypuklić. Tym bardziej, że film kierowany jest także (a może nawet zwłaszcza) do młodzieży. Świadczą o tym godziny seansów w kinach, ale i materiały promujące treści edukacyjne Powstańca 1863.

Czy da się w sposób bardziej zniuansowany niż w filmie opowiedzieć dzieje księdza S. Brzóski? Tak: przykładem jest trwająca kwadrans audycja Polskiego Radia Na historycznej wokandzie z 3 lipca 1993 roku. Rozmowa historyków stylizowana na proces sądowy, gdzie oskarżyciel i obrońca przedstawiają swoje racje, uświadamia dramatyzm ówczesnych wyborów. Zachęcam do jej wysłuchania.

Spór o model patriotyzmu

Twórcy filmu eksponują postawę niezłomności księdza S. Brzóski nie tylko jako kwintesencję patriotyzmu, lecz także jako wzór postępowania wobec opresji imperialnej. Co ciekawe, pogląd ten znalazł aprobatę na łamach „Gazety Wyborczej”, która niejednokrotnie publikowała wypowiedzi krytyczne wobec tradycji romantycznej, inspirującej kolejne polskie powstania. Jej krytyk filmowy stwierdził:

Po napaści Rosji na Ukrainę przekaz fabuły o powstaniu styczniowym nie mógł być inny – jeśli nie stawisz oporu, zginiesz

(J. Szczerba, Inscenizacyjna bieda, „Gazeta Wyborcza” z 15.01. br., s. 13).

Opinia ta opiera się na nieporozumieniu. W istocie wszak właśnie ci, którzy postanowili stawić zbrojny opór i wszczęli powstanie albo zginęli, albo zostali (i nie oni jedni) poddani represjom, albo udali się na emigrację. Nawet piewcy tradycji powstańczej rozumieją ją inaczej: jako drogowskaz dla kolejnych pokoleń czy węzeł pamięci, ukazujący nowe odsłony w innych czasach (kult powstańców styczniowych w II Rzeczypospolitej). Do bezzasadności zestawiania Stycznia z wojną rosyjsko-ukraińską już się odniosłem.

Powstaniec 1863 w sposób nader uproszczony przedstawia alternatywę, przed jaką stały elity polskie po upływie trzech dekad od przegranego powstania listopadowego. Albo zgoda na wyrzeczenie się polskości i upodlenie, albo krwawe starcie, pobudzane nadzieją, że zagranica nie zniesie niesprawiedliwości i udzieli pomocy uciemiężonemu narodowi.

Tak nakreślone linie sporu rzeczywiście nie pozostawiają wyboru. W istocie jednak zniekształcają one ideały i motywacje innego sposobu myślenia o ojczyźnie – patriotyzmu modernizacyjnego. Czerpał on z rezerwuaru myśli pozytywistycznej. Marzy mi się, aby kiedyś powstał film, który przedstawia dramatyczne starcie tych dwóch prądów myśli i praktyki politycznej. Bez stawiania pod pręgierzem ich wyrazicieli, romantyków i pozytywistów.

Kogo bała się Rosja?

Powstaniec 1863 ma w zamiarze twórców silnie oddziaływać na emocje młodych odbiorców. Filmowy bohater różni się rzeczywistego księdza S. Brzóski. Rozumiem oczywiście, że konwencja filmu wymaga uczynienia faktycznego scenariusza wydarzeń bardziej efektownym. Tym niemniej w kilku momentach zdecydowanie przesadzono.

Wbrew sugestiom sceny otwierającej film, wikary kościoła parafialnego w Łukowie nie mógł w geście szlachetności oddać się w sołdaty w zastępstwie parafianina, wyciąganego na siłę z nabożeństwa. Żelazny krzyż noszony na wysokości serca nie uratował mu życia, gdy z bliskiej odległości miano wystrzelić do niego z pistoletu. Gdy w końcu odniósł rany w jednej z bitew, nie trafił do rosyjskiego lazaretu, by rychło po wyciągnięciu kuli przez chirurga salwować się brawurową ucieczką, wcześniej przestudiowawszy plany natarcia nieprzyjacielskich oddziałów. Nie był też współautorem koncepcji głośnego zwycięstwa sił powstańczych w bitwie pod Żyrzynem (województwo lubelskie) 8 sierpnia 1863 roku. Wreszcie, brak źródeł, które potwierdzałyby, że za wydanie ukrywającego się S. Brzóski władze oferowały nagrodę pieniężną.

Niezłomna postawa kapelana wojsk powstańczych województwa podlaskiego i bez tych filmowych wyczynów zasługuje na pamięć i szacunek. Nie wymaga ona bynajmniej naginania faktów, a tym bardziej zniekształcania wydarzeń. Czy to zamiar krzewienia patriotyzmu w dzisiejszej młodzieży skłonił twórców filmu do sugerowania, że ksiądz S. Brzóska był „legendarnym bohaterem, którego bała się Rosja”? Tak formułuje to zwiastun filmu (dostęp: 31.01.2024).

Nie, Rosja nie obawiała się księdza S. Brzóski. Z pewnością nie w czasie, gdy w osamotnieniu walczył o przetrwanie. W pierwszych miesiącach powstania Imperium Rosyjskie obawiało się natomiast interwencji Anglii i Francji. Jak jednak chłodno zauważył pamiętnikarz tamtych lat, a w dobie powstania styczniowego minister wojny, Dmitrij A. Milutin (1816-1912), już w pierwszej połowie 1864 roku „sprawę polską odłożono do archiwum dyplomacji europejskiej” (Д. А. Милютин, Воспоминания. 1863-1864, Москва 2003, s. 498).

Walka o pamięć

Centralnymi postaciami Powstańca 1863, obok księdza S. Brzóski, są dwaj Rosjanie: książę Władimir A. Czerkasski (1824-1878) oraz major Zachar S. Maniukin (1799-1882). Temu pierwszemu poświęcę poniżej nieco więcej uwagi. Co do Z. Maniukina (w dobie powstania styczniowego już generała-lejtnanta), to przedstawiono go z jednej strony jako stereotypowego żołdaka, z drugiej – jako osobę wtajemniczoną w arkana polityki administracji rosyjskiej w Królestwie Polskim.

W moim odczuciu obsadzenie w tej roli Wiaczesława Boguszewskiego było udanym wyborem, także ze względu na nienaganną wymowę nosiciela języka rosyjskiego, co przydaje obrazowi autentyczności. Jako badacz dziewiętnastowiecznej Rosji dziwnie się jednak czułem, gdy doleciały mnie z jego ust słowa o „zdradzie ustroju carskiego” (ros. предательство царского режима), kierowane w filmie do duchownego zwierzchnika niepokornego księdza, arcybiskupa podlaskiego Beniamina Szymańskiego (1793-1868). Wykluczone, by taką frazę mógł wypowiedzieć uczestnik ówczesnych wydarzeń. A już na pewno nie wierni sługa monarchii. Ewidentnie przełożono na język rosyjski dialog napisany obecnie, bez wyczucia dla semantyki i ciężaru emocjonalnego słów w obrazowanej epoce.

Mniejsza jednak o podobne nieścisłości. Bezwzględność i okrucieństwo Z. S. Maniukina służą wszak uwydatnieniu pełnej pokory i samopoświęcenia postawy księdza S. Brzóski. Pomijam opatrzony w amerykańskim kinie akcji motyw konfrontacji przeciwników w finalnych scenach. W przypadku Powstańca 1863 rosyjski prześladowca (przypomnę: faktycznie generał armii) osobiście schwytał swoją ofiarę, nie mogąc liczyć na zdolności bojowe swoich podwładnych. Gorzej, że scenariusz każe widzowi wierzyć, iż dla carskiej Rosji sprawą o fundamentalnym znaczeniu było publiczne pokajanie się schwytanego ostatecznie duchownego.

Nic podobnego nie miało miejsca. W majowych dniach 1865 roku słowa wypowiedziane na rynku Sokołowa Podlaskiego przez skazanego na szubienicę duchownego nie miały żadnej nośności. Nie dało się ich zarejestrować i opublikować w mediach społecznościowych. Mają one pozostawić widza z przesłaniem ostatniego bojownika powstania styczniowego, a raczej przesłaniem tych, którzy upominają się dziś o dowartościowanie jego postawy.

Wywalczcie wolną Polskę, za którą ja dzisiaj umieram. Precz z Rosją!

– tak kończy swój żywot filmowy ksiądz S. Brzóska, a w tle powiewa powiewa flaga powstańcza. Z przekazów źródłowych wynika jednak, że scena egzekucji niosła tylko przygnębienie.

Wizerunek carskiego satrapy

Czarnym charakterem Powstańca 1863 jest grany (bardzo przekonująco) przez Cezarego Pazurę (ur. 1962) wspomniany już książę W. A. Czerkasski. Scenariusz sugeruje, że to właśnie on stoi na czele administracji rosyjskiej w Królestwie Polskim, i że to on patronuje siepaczom pokroju W. S. Maniukina. Czuję się w obowiązku zaprotestować przeciwko temu ujęciu. Nie tylko dlatego, że jest nieprawdziwe: W. A. Czerkasski przybył do Warszawy dopiero jesienią 1863 roku i nie miał nic wspólnego z gwałtami wojska na ludności cywilnej przed Nocą Styczniową.

Ktoś mógłby się żachnąć: czy ów arystokrata naprawdę zasługuje na to, by go bronić? Występuję w komfortowej pozycji historyka, który nie ma powodów, by niczym adwokat przedstawiać czyny portretowanych postaci w korzystnym świetle. W. A. Czerkasski zapisał się w historii Polski przede wszystkim jako jeden z architektów reformy uwłaszczeniowej (1864), dokonanej na warunkach dużo korzystniejszych dla chłopstwa niż miało to miejsce w Rosji.

Jako członek Komitetu Urządzającego (ros. Учредительный комитет в Царстве Польском) swoimi posunięciami administracyjnymi zmierzał do osłabienia żywiołu patriotycznego w Polsce, czyli szlachty i duchowieństwa. Jako wyraziciel rosyjskiej idei imperialnej dał się we znaki nosicielom polskiej idei niepodległościowej. Tym silniej nalegam, by traktować go tak, jak na to zasługuje – poważnie.

Ludzie pokroju W. A. Czerkasskiego byli (i są) niebezpieczni wcale nie dlatego, że stoi za nimi siła armii. Apeluję, by nie traktować elit rosyjskich lekceważąco. W osobie księcia mieliśmy do czynienia z świetnie wykształconym i oczytanym intelektualistą. Z uznaniem zapoznawałem się przed laty z jego uwagami, poczynionymi na marginesie Dawnego ustroju i rewolucji Alexisa de Tocqueville’a (1805-1859). Z pewnością nie był wyfraczonym jaskiniowcem ani dworakiem. Przeciwnie: nie krył się ze swoimi liberalno-słowianofilskimi przekonaniami i niejednokrotnie płacił za to wysoką cenę. W tym cenę wypadnięcia z łask carów Mikołaja I i Aleksandra II.

Po co o tym wszystkim piszę? Nie chciałbym, aby talent aktorski C. Pazury utrwalił przekonanie, że polskość zmagała się tylko z nieokrzesanymi funkcjonariuszami caratu. Przyszło jej bowiem konfrontować się z intelektualną awangardą nacjonalizujących się elit społecznych imperium. Dlatego też w perspektywie długiego trwania niepodległość Polski nie stanowi wyłącznie domeny rywalizacji z państwem rosyjskim.


Powstaniec 1863, scenariusz i reżyseria Tadeusz Syka, premiera 12 stycznia 2024 roku.

O autorze

Mikołaj Banaszkiewicz

Prawdziwa Rosja - blog rosjoznawczy ukazujący perspektywę historyczną współczesnych zjawisk społeczno-politycznych i kulturowych.

Dodaj komentarz

O przedsięwzięciu

Prawdziwa Rosja - blog rosjoznawczy ukazujący perspektywę historyczną współczesnych zjawisk społeczno-politycznych i kulturowych.

Bądźmy w kontakcie!

kontakt_at_prawdziwarosja.pl