Słonimski w Sowietach

S


Rok Słonimskiego

15 listopada mija 130. rocznica urodzin Antoniego Słonimskiego (1895-1976). To świetny pretekst, by właśnie teraz wypełnić starą obietnicę – przypomnieć jego wrażenia z podróży do Związku Radzieckiego w 1932 roku. Czuję się do tego zobligowany tym bardziej, że decyzją Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej rok 2025 został ustanowiony Rokiem Antoniego Słonimskiego.

Stosowna uchwała określa go mianem człowieka wielu talentów: poetą, pisarzem, tłumaczem, publicystą, rysownikiem i krytykiem literackim. Tę listę można by oczywiście wydłużyć. Osobiście lubię sięgać do jego recenzji teatralnych: bardzo krótkich, apodyktycznych, ciętych.

Dla mnie jako historyka dziełem jego życia były Kroniki tygodniowe, publikowane w latach 1927-1939 na łamach „Wiadomościach Literackich”. Prześmiewcza konwencja literacka w niczym nie odbiera im waloru dokumentu źródłowego. Z dzisiejszej perspektywy publikowane systematycznie felietony unaoczniają zmiany rzeczywistości międzywojennej.

W dalszej części artykułu nawiążę do Kronik, gdyż zawierały one pewne odniesienia do Związku Radzieckiego. Tym niemniej kanwę stanowi dla mnie cykl reportaży-korespondencji, opisujących pobyt A. Słonimskiego w ZSRR na początku lat 30. XX wieku. Weszły one do zbioru zatytułowanego Moja podróż do Rosji (w 1932 roku).


Rosja – punkt odniesienia

Nie, nie był to jego pierwszy wyjazd do Rosji w ogóle. Kilkanaście lat wcześniej, w 1915 roku, znalazł się w Petersburgu, usiłując – jak później twierdził – okrężną drogą wrócić z ogarniętej wojną Europy Zachodniej do Warszawy. Korzystał wtedy z gościnności swojego stryja – Ludwika (Leonida) Słonimskiego (1849-1918), intelektualisty osadzonego w liberalnym środowisku Północnej Stolicy. Temu ostatniemu poświęciłem niegdyś odrębny wpisZapomniany liberał albo polski Żyd w imperium.

Wątki rosyjskie (czy też radzieckie) przewijały się przez niektóre felietony kronikarskie pana Antoniego jeszcze przed 1932 rokiem. Sprowadzały się one jednak najczęściej do anegdoty czy erudycyjnych wtrętów. Owszem, wynikało z nich, że losy kultury rosyjskiej i przemian społeczno-ekonomicznych w ZSRR nie są Słonimskiemu obojętne. Jego publicystyka świadczyła o niezłej orientacji w literaturze, także tej mniej znanej (Aleksander I. Kuprin, 1870-1938). Mając świadomość napięć w stosunkach międzypaństwowych występował przeciwko próbom cenzurowania motywów rosyjskich w polskim kinie.

Oczywiście, znajomość Rosji, jaką reprezentował Słonimski, nie odznaczała się specjalną głębią na ówczesnym tle ludzi pamiętających realia zaborowe. Tym niemniej wyruszając do ZSRR był on uzbrojony w zdrowy rozsądek i zmysł sceptyka, niedowierzającego powierzchownym obserwacjom i ocenom. Ta właśnie cecha umysłowości pozwoliła mu dostrzec to, co gospodarze pragnęli ukryć.

„Czy Moja podróż do Rosji, a dokładnie ambiwalentny stosunek autora do tego kraju, może być kluczem do zrozumienia przyszłych wyborów Słonimskiego?” – pyta autorka jego popularnej biografii (J. Kuciel-Frydryszak, Słonimski. Heretyk na ambonie, Warszawa 2012, s. 134.). I przychyla się do hipotezy, że wpadł on w ideologiczną pułapkę, zastawioną przez komunistów na wahających się przeciwników zwyrodnień kapitalizmu. Wyjaśnienie efektowne, ale – moim zdaniem – nie znajdujące uzasadnienia ani w omawianym cyklu reportaży, ani w twórczości felietonowej.

Wizualizacja niezrealizowanego projektu Pałacu Rad w Moskwie. Źródło: dzen.ru [dostęp 31.10.2025].


Podróż

Słonimski podróżował do obu miast stołecznych: Moskwy i Leningradu. W sumie spędził tam kilka tygodni. Na miejsce dotarł oczywiście pociągiem przez stację kolejową Niegoriełoje na terenie Białorusi. Warto przypomnieć, że w latach 1921-1939 dzielących traktat ryski od zbrojnego wkroczenia Armii Czerwonej na wschodnie terytoria Polski to właśnie Niegoriełoje stanowiło bramę wjazdową do Związku Radzieckiego z Europy. Zresztą, historia tego miejsca jest niezwykła i zawiera niejeden polski wątek.

W ówczesnych warunkach swobodne poruszanie się po ZSRR było niemożliwe. Wszechzwiązkowe Towarzystwo Związków Kulturalnych z Zagranicą zapewniło Słonimskiemu „opiekę”, od której nie mógł się wymówić: na jego uwagę, że nie potrzebuje tłumacza odpowiedziano, że towarzysząca mu osoba będzie w takim razie pełniła funkcję przewodnika. Tym sposobem organy bezpieczeństwa państwa zapewniały sobie nadzór nad cudzoziemcami. Warto mieć na uwadze tę okoliczność.

Dzieląc się swoimi obserwacjami Słonimski uciekł się do pewnego chwytu narracyjnego. Udał mianowicie, że współuczestnikami jego wojażu były dwie inne osoby: Sceptyk i Entuzjasta. Przyjęcie takiej konwencji pozwoliło mu roztrząsać każde zagadnienie, bez ulegania sądom apriorycznym i dogmatyzmowi. Skądinąd właśnie ta cecha pisarstwa (i myślenia) autora Mojej podróży do Rosji rozsierdzała jego krytyków: z prawa i z lewa.


Cudzoziemcy w ZSRR

Pora przejść do samej relacji. Słonimski bez trudu dostrzega zabiegi służące wywarciu wrażenia na cudzoziemcach. Ot, chociażby usuwanie nędzarzy lub ludzi zniewolonych nałogami z turystycznych rejonów miasta. A nawet więcej – przymusowa wywózka bezdomnych za Ural. Albo niewpuszczanie Rosjan do lokali gastronomicznych przeznaczonych dla cudzoziemców. Rychło także konstatuje, że turystów traktuje się przede wszystkim jako dostarczycieli dewiz.

Auto Mojej podróży do Rosji zżyma się na okłamywanie obcokrajowców podczas wizytacji pokazowych obiektów. Dzięki znajomości rosyjskiego stosunkowo łatwo demaskuje propagandową bujdę. Odnotowuje przy tym łatwowierność nie znających języka turystów zachodnich, którzy przyjmują na wiarę niestworzone opowieści swoich opiekunów o zdobyczach nowego ustroju.

Słonimski ma też świadomość inwigilacji przyjezdnych przez wszechobecne „mikroby GPU” (właściwie: OGPU, czyli dosłownie Zjednoczony Państwowy Zarząd Polityczny, a faktycznie służby specjalne). Podsłuchiwanie rozmów telefonicznych, nieustanne śledzenie, jawne i tajne, kontrola przemieszczania się – wszystko to nie pozostawia wątpliwości, że nowy ustrój żyruje siła.


Ojczyzna proletariatu

Stale przewijającym się wątkiem w reportażu Słonimskiego jest społeczny wymiar eksperymentu komunistycznego. Autora nie interesują zagadnienia ściśle ekonomiczne. Zajmuje go natomiast los indywidualnego człowieka. Poczynając od najbardziej przyziemnego aspektu funkcjonowania, czyli stopy życiowej.

Zirytowany demonstrowanym mu hotelem robotniczym, na własną rękę udaje się na poszukiwania standardowego mieszkania w Moskwie. Efekt rekonesansu?


(…) przeciętny mieszkaniec Moskwy czy Leningradu gnieździ się w komunalnych kwartirach, gdzie swąd istotny i moralny, wzajemne szpiegowanie, ciasnota i brak samotności, kwasy i intrygi są czymś bardziej może uciążliwym od panującego głodu.


A. Słonimski, Moja podróż do Rosji (w 1932 roku), Warszawa 2007, s. 29.

Dostrzega, że państwo radzieckie nie zlikwidowało nierówności wobec prawa, a jedynie zmieniło stratyfikację uprzywilejowanych i upośledzonych. Przysłuchując się sprawom sądowym (cywilnym i karnym) dochodzi do wniosku, że postulaty równego traktowania stron i jednakowych szans wciąż nie są zaspokojone. Inaczej jednak niż przed rewolucją premiowani są podsądni wywodzący się z proletariatu. Widzi również łagodność wyroków za pospolite przestępstwa kryminalne, kontrastujące z surowością okazywaną „przestępcom” politycznym.

Wreszcie, Słonimski zadaje pytanie, dlaczego państwo pozycjonujące się jako ostoja sprawiedliwości społecznej nie pozwala swoim obywatelom na swobodny wyjazd zagranicę?


Kultura i sztuka

Moskiewskie i leningradzkie wieczory wypełniają Słonimskiemu przedstawienia teatralne, koncerty, recytacje utworów poetyckich. Moja podróż do Rosji zawiera nieco smaczków w tych dziedzinach ludzkiej aktywności. Z pewnością znajdą coś dla siebie miłośnicy (a może zwłaszcza miłośniczki) Majakowskiego i Pasternaka; szczegółów nie zdradzę.

Sporo miejsca przeznacza autor na refleksje teatralne. Zauważa między innymi, że mimo propagandowych wysiłków na scenie dłużej utrzymuje się wyłącznie repertuar klasyczny: Dostojewski, Czechow, Tołstoj. Po trosze oburza się, a po trosze zachwyca inscenizacją Hamleta w Teatrze imienia Wachtangowa.

Nie może wyjść ze zdziwienia, gdy wysłuchuje otwartej dyskusji o wykonaniu utworów Chopina przez Lwa N. Oborina (1907-1974), którego miał okazję spotkać w Warszawie pięć lat wcześniej. Zainteresowanych sylwetką tego wybitnego pianisty odsyłam do mojego artykułu – Pierwszy Konkurs Chopinowski: rosyjski akord.

Przeszkadza Słonimskiemu nieustanna kontrola, jakiej są poddawani pisarze i poeci ze strony stale towarzyszących im urzędników. Nie daje wiary idyllicznemu obrazowi stosunków kulturalnych, jaki rysują przed nim koledzy po piórze. Bez entuzjazmu wypowiada się także o monopolu państwa na wydawanie książek.


Strach

Wizytując muzea autor Mojej podróży do Rosji zauważa, że nowa władza nie ustaje w wysiłkach budowania atmosfery strachu przed restytucją starego reżimu. Ekspozycja moskiewskiego Muzeum Rewolucji epatuje złem minionej epoki, włącznie z terrorem „białych” w wojnie domowej. Carat i wspierająca go Cerkiew są ukazane wyłącznie w negatywnych barwach. Nie inaczej ma się rzecz ze złowrogimi demokracjami europejskimi czy karykaturami Polaków z okresu wojny polsko-bolszewickiej.

Słonimski ze zgrozą relacjonuje samokrytykę twórców. Porównuje ich do heretyków korzących się przed Świętą Inkwizycją. Nie ma wątpliwości, że jest to konsekwencja pozycji państwa jako „jedynego prawodawcy i pana życia i śmierci” (s. 49), dysponującego instrumentami ukarania odstępców od linii oficjalnej.

Strach w Sowietach jest jednak chlebem powszednim. Autor reportażu pisze:


Rosjanie żyją w strachu przed własną władzą. (…) prócz niebezpieczeństwa głodu, ciągle jeszcze aktualnego w Rosji, żyją Rosjanie w ustawicznej, codziennej czujności. Żyją trochę jak żołnierze w okopach poza linią ognia, niepewni jednak, czy noc nie przeniesie ich na pierwsze pozycje.

Tamże, s. 111.


Wierny światopoglądowi liberalnemu, Słonimski obawia się, że terror i ślepa wiara w doktrynę przyniosą więcej szkód niż osiągnięcia gospodarcze. Przerażała go liczebność radzieckich żandarmów (funkcjonariuszy służb specjalnych), sprawujących ustawiczny nadzór nad ludnością.


Po powrocie


Tyle moich uwag na marginesie lektury Mojej podróży do Rosji. Zbyteczne dodawać, że nie wzbudziła ona pozytywnych reakcji gospodarzy. Z właściwym sobie sarkazmem komentował Słonimski:


Od czasu książki „Moja podróż do Rosji” jestem na czarnej liście sowieckich urzędników. Proszą co pewien czas wszystkich literatów i karmią kawiorem a ja za karę muszę siedzieć w domu.


A. Słonimski, Kroniki tygodniowe 1932-1935, Warszawa 2001, s. 275; felieton z 9 grudnia 1934 r.

Pomijam w tym miejscu rezonans książki w Polsce. Dużo ważniejsza wydaje mi się ewolucja stosunku Słonimskiego do Związku Radzieckiego. Zerkając na swoje podkreślenia w jego Kronikach, widzę, że punktem zwrotnym okazały się tak zwane procesy moskiewskie. Odtąd ani przez moment nie żywił on iluzji odnośnie natury stalinizmu.

Jednym ze świadectw jest jego felieton z 3 października 1937 roku. Słonimski odnosi się w nim do dwu innych relacji z podróży do Związku Radzieckiego. Chodzi o książki André Gide’a (Retour de l’URSS) i apologizującego stalinizm Liona Feuchtwangera (Moskau 1937: Ein Reisebericht für meine Freunde).

Słowa autora Mojej podróży do Rosji nie wymagają dopowiedzeń. Przywołam je:


Wielki Smierdiakow naszych czasów, rozsiadły na Kremlu (…) – czyżby ten upiór zwyciężył i pokonał jednego z najwybitniejszych pisarzy europejskich? Pewni jesteśmy, że to zwycięstwo jest chwilowe, że Lion Feuchtwanger powróci do Europy. Czekamy na jego Retour de l’URSS.


A. Słonimski, Kroniki tygodniowe 1936-1939, Warszawa [2004], s. 201.

Czytajmy Słonimskiego!

Powyższe, nader selektywne, omówienie relacji pana Antoniego z podróży do ZSRR nie wyczerpuje tematu. Co tu mówić o dużo bardziej kompleksowym zagadnieniu, jak był jego zmieniający się w ciągu dziesięcioleci stosunek do Rosji! W mojej intencji ten „rocznicowy” tekst ma zachęcić Czytelników Prawdziwej Rosji do samodzielnej eksploracji publicystyki Słonimskiego.

Tak, wśród intelektualistów wizytujących Związek Radziecki za rządów Stalina zdarzali się przenikliwsi analitycy. A jednak pisany na gorąco tekst „człowieka wielu talentów” ma niezaprzeczalne walory, wcale nie tylko literackie. Jeśli współczesny czytelnik Słonimskiego wciąż może odnieść pożytek z jego lektury, to jest to przede wszystkim zasługa nietuzinkowej formacji umysłowej autora.

Osobiście zawdzięczam autorowi Mojej podróży do Rosji wiele satysfakcji ze spędzania czasu w towarzystwie bystrego komentatora epoki, bez zrozumienia której nie da się zrozumieć dzisiejszej Rosji. Dlatego też pozwalam sobie polecić Państwu tę lekturę. Proszę nie wzgardzić tą rekomendacją!



Antoni Słonimski, Moja podróż do Rosji, Wydawnictwo LTW, Łomianki 2025, ISBN: 978-83-7565-550-6 (i wydania wcześniejsze, począwszy od zrealizowanego przez Towarzystwo Wydawnicze „Rój”, Warszawa 1932, dostępnego online tu).

O autorze

Mikołaj Banaszkiewicz

Rosjoznawca, historyk, doktor nauk humanistycznych.

Dodaj komentarz

O autorze

Rosjoznawca, historyk, doktor nauk humanistycznych.

Bądźmy w kontakcie!

kontakt@prawdziwarosja.pl

O przedsięwzięciu

Prawdziwa Rosja – blog rosjoznawczy ukazujący perspektywę historyczną współczesnych zjawisk społeczno-politycznych i kulturowych.